|
7 Niedziela Zwykła C
VII Niedziela Zwykła C
Łk 6,27-38
„Jezus powiedział do swoich uczniów: „Powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół;
dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą, błogosławcie tym, i módlcie się za
tych, którzy was oczerniają”.
Masz zapewne doświadczenie
z życia rodzinnego, małżeńskiego,
towarzyskiego, koleżeńskiego
i szczerze, potwierdzić
możesz,
że nie brakowało ci
i nie brakuje takich
ludzi,
od których, jeżeli nie
wrogość,
napastliwość, nienawiść,
mściwość, złośliwość,
to brak życzliwości,
usłużności, gestów
miłości,
wdzięczności,
najprostszej ludzkiej
dobroci,
na odległość się czuje.
Wolałbyś tych ludzi nie
widywać,
na swej drodze nie
spotykać,
w ich towarzystwie nie
przebywać,
z nimi się nie wdawać,
by sobie rąk nie
podawać.
Wygodniej, bezpieczniej
tobie
z daleka ich omijać,
by sobie się nie
kłaniać,
jak najdalej od siebie
bywać,
by okazji nie dawać
do niemiłych wspomnień
w przeszłości.
Słów pod swoim adresem słyszanych,
przykrych scen
zaistniałych,
które w twym sercu,
twej pamięci jak
drzazga
pod paznokciem tkwią.
Zawsze przypominają przykre
przeżycie,
z tą osobą,
która przez swe
zachowanie, swoje słowa,
dla ciebie, w twojej
ocenie
jest złą.
Sam jej widok, sporadyczne
choćby najkrótsze spotkanie
z nią,
wywołuje w tobie
niemiłe wspomnienia,
a nie możliwe do
zapomnienia.
Bo stały się powodem
bólu,
powodem łez,
udręki duszy, cierpienia.
I ten, kto je
spowodował,
kto był ich przyczyną,
kto bez danej ku temu
okazji,
bez powodu z twojej
strony
je wywołał, stał się
ich sprawcą;
w twojej pamięci,
w twym sercu staje ci
się wrogiem,
nieprzyjacielem, łotrem,
draniem, łajdakiem,
duszy twej gnębicielem,
oprawcą.
Takie masz odczucia po
krzywdzie.
Doznanej niesprawiedliwości.
Na sam widok, tej
osoby,
choćby tylko,
przypadkowo spotkanej,
w tobie krew się burzy,
kipi i wre,
bo jest to silniejsze od
tego,
jak zareagujesz?
bo nad tym panujesz,
choć namiętność i
gniew,
zemsty chce.
Wszystkie swe odruchy
masz pod kontrolą.
Ale tak odczuwasz,
przy spotkaniu z tą
osobą.
Tak serce bolące reaguje,
a zranione tak czuje.
Teraz posłuchaj,
niech ucho twe uważnie
wyłapuje
słów kończącego się
kazania „na Górze” samego
Chrystusa
i nie komu innemu,
ale tobie skrzywdzonemu,
nakazuje, zachęca,
radzi, proponuje,
coś bardzo trudnego, wymagającego.
Byś jako wierzący,
mimo doznanego bólu,
upokorzenia i
przykrości,
którą tak boleśnie,
dotkliwie człowiek
odczuwa,
a pamiętając jako
doznane zło
i tak je odbiera,
być gotowym do
wybaczenia,
darowania każdej
krzywdy,
która wobec ciebie
była
niesprawiedliwością,
a ty, Bogu ducha winny.
Teraz pomyśl,
czy mając się za
wierzącego,
możesz przed Bogiem,
z całą szczerością powiedzieć
w zgodzie ze swym
sumieniem,
że wobec człowieka,
ciebie krzywdzącego
stać cię na wybaczenie,
na uśmiech, na podanie
ręki.
Pomimo bólu doznanego, odczuwanego
i na bardzo długo w
tobie,
w twej pamięci tkwiącego,
raniącego, pozostałego.
Pamiętaj,
choćbyś swą pamięć próbował
prać
najnowocześniejszymi środkami,
możesz ostrość jej zmniejszyć,
nieco wybielić wiarą, modlitwą,
upływającym czasem,
nie chemikaliami.
Ale ciebie jako
człowieka
nie tak łatwo stać,
by z pamięci doznaną
krzywdę wyrzucić,
jej się pozbyć,
na zawsze wymazać, sprać.
Wierz mi, to,
niemożliwe
i tak nigdy, się nie
stanie.
Ale też wiedz,
że nie na tym polega
wybaczenie,
którego istotą jest
nie, zapomnienie,
ale darowanie krzywdy
doznanej.
Świadomego odrzucenia,
mściwego postępowania,
przykrych słów, wypominania,
docinania.
Takie ma być twoje
wiarą naznaczone,
postępowanie.
Nie policzek wymierzony,
mściwość,
a przyjazne ręki
podanie.
Ono jest termometrem twojej
wiary.
A więc włóż go w swe
serce
i patrz uważnie na
skalę.
- - - - -
Człowiekowi
wierzącemu,
łatwiej
przychodzi
wybaczyć
krzywdzącemu.
0 Comments
Posted on 28 Dec 2016 by jacek
|
Tytuł
|