|
Blondynka...
Dzień w dzień
o tej samej porze
przecinała mi drogę
z zerknięciem
na mą osobę.
Z miłym
na ustach uśmiechem,
z dobrze słyszanym
przeze mnie
„Szczęść Boże.”
Smukła,
o blond włosach,
w talii
cienka jak osa,
licealistka.
Promieniowała młodością,
zdrowiem.
Tryskała radością,
humorem.
Jakimś osobliwym
nastawieniem
do świata,
który uśmiechnął
się do niej.
Idąc długim,
zamaszystym krokiem
w każdy ogródek
przez ogrodzenie,
parkan, murek
rzucała wzrokiem.
Zdawało się,
że na przechodzącą
tak usposobioną postać
krótkonogie stokrotki
rozkwitają
ukazując
swe białe płatki,
i jaskrawo żółte
serduszka
na powitanie.
Mlecz
na rurkowatej
nóżce,
bogaty
w liście
zadowolony,
że zwraca
na siebie uwagę
kolorem
i tym,
że ich tak
obficie
i może
piękna trawie
dodać
zanim kosiarka
w rękach ogrodnika
skróci
mu życie.
Jarzębina
kiścią
jak pięść
kwitnąca,
chciałaby
swym kolorem
czerwieni
pomalować
choć trochę
jej lica,
obdarzyć
rumieńcem.
Lubi
te kolory.
Bieli,
słońca,
czerwieni.
Wnoszą
świeżość,
jasność,
ciepło.
mają
coś z ognia
i jego płomieni.
Mówią
o ideale,
entuzjazmie,
zapale,
o motywacji
w realizowaniu
zamierzonego
celu,
osiągnięcia
wszystkiego,
co jest w planie
by sprostać
powołaniu
życiowemu.
Radość
jej sprawia
ptak
gdy zakwili,
gołąb,
który nad głową
przeleci,
jest jej zwiastunem,
który chciał
zasygnalizować
„Mam miłą
wiadomość”.
Ale jaką?
nie zdążył
wyszczebiotać.
Umiała
dojrzeć,
podziwiać
wokół rozsiane
iskierki
wszechmocy Bożej,
na wszystkie
patrzyła,
wszystkie dostrzegała,
za swoje
je miała.
Z nich czerpała
pokój,
pogodę
ducha,
radość życia,
siłę.
Kwitnące kasztany
zdradzały
kierunek
przez nią obrany.
Szkoła.
właściwie
jej ostatnie dni,
egzamin dojrzałości
zdany.
Po nim
znikła mi z oczu,
jak widok
po zachodzie słońca.
Na długie
miesiące.
Aż po kilku
latach
spotykam ją
z mężczyzną
obok idącym.
Wydoroślała.
Coś mu w ucho
poszeptała.
I już razem
patrząc w mą stronę,
skłaniając głowę
powiedzieli
„Szczęść Boże.”
Przystanęli.
Rękę podając
swe imiona zdradzili.
Małgorzata,
Michał.
„Jesteśmy
małżeństwem
od kilku
miesięcy,”
dorzucili.
Pogratulowałem
parze
tak dobranej.
Wyglądali
jak siostra
z bratem.
Ona ośmielona
dawną znajomością,
mówiła
o studiach,
o wzajemnym poznaniu,
o decyzji życia razem,
zawartym
małżeństwie,
dziecku poczętym,
chłopcu
pod sercem
rosnącym
ich szczęściu.
„Proszę
za nas
się pomodlić,
byśmy z realizacją
planów
mogli
nadążyć.”
Danego
przyrzeczenia
dotrzymuję.
Pamiętam o modlitwie
tak za nią,
jak i za niego
i za to maleństwo
w matki łonie
narodzin oczekującego.
Jestem rad,
że ona
z widzenia
tylko znajoma,
tak wszystko serdecznie,
szczerze
opowiedziała o sobie
bym wiedział,
że szczęście
uśmiechnęło się do niej.
A intencją
modlitwy mej
by dla Michała,
jego żona
Małgorzata
perłą się
okazała.
A ona z nim szczęśliwa,
z życia zadowolona,
jako wierna żona,
kochająca matka,
ze wzajemnością kochana.
- - - - -
0 Comments
Posted on 19 Dec 2016 by jacek
|
Tytuł
|