*
*
*
*
*
*
Rozmiar: 17297 bajtów
Piątek, 26 kwietnia 2024 - 117 dzień roku
Aktualności

Ewangelia

Rok A
Rok B
Rok C
Ewangelia aforyzmy

Aforyzmy rok A
Aforyzmy rok B
Aforyzmy rok C

Ewangeliczne sentencje

Uroczystości

Święta

Święci

Fraszki

Aforyzmy

Aforyzmy religijne
Aforyzmy z życia

Wiersze

Wiersze religijne
Wiersze z życia

To i owo

 

Pamięci Ks. Marka Nowaka..
Pamięci Księdza Marka Nowaka…
1959 - 2007
 
Na początku drogi
kapłańskiego powołania
znał na pamięć
słowa Chrystusa,
o wzięciu krzyża,
pójścia za Nim,
i Jego naśladowania.
 
Poszedł
z entuzjazmem,
zapałem,
nabytą wiedzą,
zasobem zdolności,
z głęboką wiarą.
 
Oddał się pracy
apostolskiej
wobec powierzonych
jego duszpasterskiej
trosce.
 
Wdzięczny Bogu
za powołanie
nie szczędził siebie,
gotowy do posługi
na każde wezwanie.
 
Niósł dzielnie
krzyż obowiązków.
Jakiekolwiek
miał zlecone,
wykonywał wiernie.
 
Pomimo
młodego wieku
trzeba mu było
zrozumieć prawdę
odnośnie siebie,
że spada
na jego duszę
i ciało
inny
wymiar krzyża,
ciężkie doświadczenie
związane
z chorobą nieuleczalną,
cierpieniem.
Pogodzić się
z diagnozą
w obce mu słowa
ubrane,
lekarskie orzeczenie:
„Stwardnienie rozsiane.”
 
I odtąd
bezradny
śledzić będzie
jej postęp
w swoim ciele,
jak i czynione
wysiłki lekarzy
o zatrzymanie choroby.
One
nie zdadzą się
na nic.
On
bez władzy
w rękach
i nogach
pozostanie
na łóżko zdany
i pielęgnujących go
osobach.
Sparaliżowany.
 
Musiał
opuścić
swą parafię,
plebanię,
mieszkanie.
Przewieziony
do domu
księży emerytów,
w nim już
pozostanie.
 
Był pośród innych
 najmłodszym
 tak chorym
mieszkańcem
tego domu,
największej
wymagający opieki.
Inni,
choć starsi
byli jako tako sprawni.
Jego
trzeba było karmić,
poić,
podawać leki.
 
Dla personelu
stał się
potrzebującym
systematycznej
troski,
pomocy.
Koniecznej
posługi w dzień
i zaglądnięcia
w nocy.
 
Pogrążonemu
w bezradności,
przychodzący
bliscy,
krewni,
koledzy,
przyjaciele,
byli
pocieszeniem,
chwilką
koncertu życzeń,
rozrywki,
ulgi
w samotności.
 
Ożywiał się
widokiem Matki
ze łzą w oku,
płaczącym sercem,
i doświadczonej
pielęgniarki
z tym,
czego na co dzień
potrzebował
w ręce.
 
Ten
dorosły mężczyzna
potrzebował obsługi
jak niemowlę.
A
bezwład ciała,
ciężar,
sprawiał
kłopot nie lada
i wymagał
siły
nieprawdopodobnej.
 
Nikt
nie dowie się
o jego myślach
z cierpieniem
związanych.
O tych,
spośród których
wyrwany
sam
ze swym krzyżem,
nim powalony,
przygnieciony,
na śmierć
na nim
skazany.
 
Nikt
nie dowie się
o jego pytanie
Boga,
jak długo?
trwać będzie
jego
golgota.
 
 
Wdzięczny
za każdy gest
życzliwości,
świadom
swej
bezsilności
marzył
o spotkaniu
z tymi,
z którymi się zżył
przez lata
seminaryjne,
poświęcone
nauce,
formacji
kapłańskiej
tożsamości.
 
Oni
po różnych
placówkach rozrzuceni
wpadali
na moment.
Zdrowi,
silni,
zagonieni.
 
Pozostawiali
po sobie
jakiś upominek,
zapach
dezodorantu
spiesząc się
jakby na coś
 byli spóźnieni.
 
A prawdą jest,
bywali porażeni
postępującą
chorobą
wyniszczającą
ciało kolegi.
 
Jak i tym,
że pokój chorego
nie ma zapachu
rumianku,
róży,
lawendy,
a w nozdrze
się wdziera
woń potu,
i faktu,
że leżący
zapakowany
jest w pampersy.
 
Nie jest więc
tlącą trociczką,
której dymek
pachnący
wypełnia
pomieszczenie,
a istotą świadomą,
że przychodzący
udają radość
z odwiedzin,
i z jego widoku
zadowolenie.
 
A prawda
jest taka,
że widzą chorego,
który się spala
szybko cierpieniem
jak świeca,
wielkim,
jaskrawym
płomieniem.
 
Odwiedzający
nie bawi długo.
Czas
mu się dłuży.
Urwał się
na chwilę,
zapracowany.
Wrażliwy,
 zmyka szybko.
Wobec cierpienia
kolegi
czując się
bezradnym,
że ktoś
im bliski
może być
tak nieszczęśliwym.
 
I pozostawał
sam ze sobą.
Z ciałem
jak kłodą.
Z niesprawną ręką,
bezwładną nogą.
Z zamkniętymi oczami,
słyszącym uchem,
myślącą głową.
 
 
Miał
co rozważać,
o czym myśleć,
nad czym
się zastanawiać.
 
Dlaczego?
Bóg
nie pozwolił mu
nacieszyć się pracą,
i owocami
powołania kapłańskiego.
 
 Dlaczego?
Nie poczekał
Bóg
do starości,
z tym podcięciem
mu nóg.
 
Dlaczego?
Bóg
nie chciał go
w kościele,
sprawującego
sakramenty święte,
kaznodzieję.
 
Dlaczego?
Bóg
nie chciał być
 w jego rękach,
a zostawić go
czekającego
na pomoc innych
o ludzkich sercach.
 
Dlaczego?
Bóg
nie chciał
by innym był
pośrednikiem
w odnajdywaniu siebie,
a za bardziej
wartościowe
uznał
jego cierpienie.
 
Te pytania
zapewne
powtarzał,
do nich powracał.
Cierpienia
swe znosił,
wiarę wzmacniał
obrazami
wielu chorych,
a pobożnych,
którzy swe cierpienia
ofiarowali
za grzeszników,
i dzięki temu,
ktoś do Boga,
wcześniej,
później,
wracał.
 
Trudno przewidzieć
jak długo?
płomyk życia
by się tlił
w jego ciele,
gdyby
nie kąpiel,
przeziębienie,
zapalenie płuc,
które dalszego życia
zgasiło nadzieję.
 
Szpital
nie pomógł,
lekarstwa
nie poskutkowały.
Serce
bić przestało,
płuca
powietrza
już nie chciały.
 
Odszedł
po nagrodę
do Pana.
Z duszą
oczyszczoną cierpieniem.
Uczestnicząc
w Krzyżu Chrystusa,
zapewne
cieszy się
zbawieniem.
 
Dzień po dniu
nauką,
pracą,
kapłańską posługą,
dotkliwą chorobą,
długim
cierpieniem,
pisał księgę
swego życia.
A jego
czterdziesty ósmy
rok,
był ostatnim
jej rozdziałem,
jego zakończeniem.
 
Teraz
patrzy na tych,
którzy nieśli mu
pomoc w chorobie.
Chciałby
ich wszystkich
uścisnąć,
im wszystkim
 otrzeć łzy
po sobie,
 
Chciałby
serdecznie
 podziękować
za przynoszoną
ulgę w cierpieniu,
tym
zadośćuczynić
chorobą
wymuszonemu
milczeniu.
 
Chciałby
każdemu,
i każdej z nich
z osobna
do ucha szepnąć
o swej pamięci
za poświęcony czas,
współczujące serce,
za przynoszone
rzeczy potrzebne
nie szczędząc
pieniędzy.
 
Chciałby
wszystkich
znających go
                        zapewnić         
o swym
wstawiennictwie
u Boga,
by nie tak ciężki
był ich krzyż,
i nie tak
męcząca droga.
 
Chciałby
wszystkim
odwiedzającym
go w chorobie
przypomnieć
o obiecanej
przez Chrystusa
nagrodzie
„Pójdźcie błogosławieni,
bo byłem chory,
a odwiedziliście Mnie.”

- - - - -

0 Comments
Posted on 19 Dec 2016 by jacek
Content Management Powered by CuteNews
TytuĹ‚  
Strona główna
Dodaj do ulubionych
KONTAKT
Ilość odwiedzin: 873915
Ilość osób online: 10
Logowanie
BLOG

Locations of visitors to this page
s