*
*
*
*
*
*
Rozmiar: 17297 bajtów
Piątek, 27 kwietnia 2024 - 117 dzień roku
Aktualności

Ewangelia

Rok A
Rok B
Rok C
Ewangelia aforyzmy

Aforyzmy rok A
Aforyzmy rok B
Aforyzmy rok C

Ewangeliczne sentencje

Uroczystości

Święta

Święci

Fraszki

Aforyzmy

Aforyzmy religijne
Aforyzmy z życia

Wiersze

Wiersze religijne
Wiersze z życia

To i owo

 

Maryja cdn...
I poszedł tam,
gdzie zwykł
wcześniej zaglądać.
Nad jezioro Genezaret.
Tam lubiał się przyglądać
powracającym rybakom
z połowu ryb.
Chciał widzieć jak dużo ich
z sieci będą wyciągać.
 
Patrzył na sieci,
na mnóstwo ryb.
Uważniej patrzył na tych,
którzy je złowili.
Podziwiał ich zręczność
i trud.
Widział ich radość
jak z udanego połowu
się cieszyli.
 
Upatrzy sobie
kilku z tego grona
powie im
proste słowa:
„Pójdź za Mną”.
Posłuchają.
Wszystko zostawią
dokładnie nie wiedząc
kim ON jest?
Z czasem zobaczą,
uwierzą,
przekonają się.
Kiedy Jego uczniami,
apostołami,
świadkami zostaną.
 
Przebywanie z Nim
zaczną radośnie.
Bo już
o Nauczycielu z Nazaretu
było głośno.
 
Pewnego dnia,
wszyscy
otrzymali zaproszenie
na wesele
jako wyjątkowi goście.
Skorzystali.
Nie wiem,
czy prezenty dali.
Ale cudownie
skę zrewanżowali
Dzięki swemu Mistrzowi,
który weselnikom
uciechę sprawił,
z kłopotu wybawił
bo wodę pobłogosławił
a ta winem się stała.
Wynikło z tego zdumienie,
podziw, zachwyt
i zrodziło pytanie,
kim ON jest?
i przekonanie,
że to niebiańskiej
życzliwości gest.
 
Chrystusem się zachwycili.
Cudowne wino pili
i smak jego zapamiętają.
Tylko nie wiedzieli
Dzięki komu?
to zawdzięczają.
 
A tak naprawdę,
to dzięki
 Matce Chrystusa,
która też była zaproszona.
To Ona
zauważyła
zakłopotanie gospodarzy
kończącym się winem.
Nie wiem,
czy za mało go mieli?
czy goście weselni
za dużo pili?
Maryja
postanowiła zaradzić
i zaradziła.
 
I w te pędy
do Chrystusa:
„Synu wina nie mają”
powiedziała.
Chrystus zdumiony.
Tak odpowiedział
swej Matce
jakby powiedzieć chciał
„Cóż nas to obchodzi”.
 
Maryja,
będąc Matką wiedziała,
że czego Ona chce
Chrystus zrobi,
tak zawsze było.
Dlatego,
w dialog ze synem,
w tłumaczenie synowi
się nie wdawała.
Kto jak kto,
ale Ona Syna znała.
Obsługującym powiedziała
jasno i krótko:
„Róbcie, co wam powie”.
 
A co powiedział wiemy.
Czego dokonał,
od naocznych świadków
się dowiadujemy.
 
Stągwie wodą napełnić kazał,
pobłogosławił,
do skosztowania zachęcił.
A oni do picia się wzięli
smakiem zauroczeni.
 
Wdzięczność weselników
 Chrystusa dosięgnie.
Ale ten pierwszy Chrystusa cud
Jej zasługą będzie.
 
Warto
 Matce Chrystusa
swe kłopoty przedstawiać.
Warto
Matce Chrystusa
o swych problemach mówić.
Bo nikt tak, jak Ona
ich nie zna,
i nikt tak zaufania nie budzi.
 
Nikt,
tak jak Ona,
skutecznie
na Syna nie wpłynie
i Chrystus Jej syn,
przez swą Matkę
przedstawianych spraw
nie pominie.
 
W kanie Galilejskiej
Maryja dała do poznania,
że można
w Jej wstawiennictwo
nabrać zaufania.
 
Do Nazaretu
po weselu wróciła,
ale z Syna
swego oka nie spuściła.
 
Mimo, że był
od Niej daleko,
to myślała o Nim choć dorosły,
to zawsze Jej dziecko.
 
Każdy cud
przez Niego dokonany,
przez chorych,
głodnych,
kalekich doznany,
o których mówił lud,
a Ona w swym sercu
jak w pamiętniku zapisywała,.
Dumna ze Swego Syna,
z Jego dokonań.
Matczyne serce
radość rozpierała.
 
Zawsze pilnie nasłuchiwała
co mówią o Nim?
dokąd poszedł?
gdzie przebywa?
ilu z Nim? uczniów chodzi,
niektórych z imienia znała.
 
Był blisko,
czy daleko
i tak wiedziała
o Nim wszystko.
 
Bywało,
że po jakimś starciu
z uczonymi w Prawie,
faryzeuszami
domyślając się, że jest Mu
bardzo przykro,
wtedy jak matka szła,
odnajdywała,
chciała być syna blisko.
 
Jedno spotkanie
wyjątkowo zapamiętała.
A to, dlatego,
że pod drzwiami domu stała,
w którym ON
w wypełnionym po brzegi
pomieszczeniu nauczał.
Słuchała Go
z zapartym tchem.
Poznali Ją
i powiedzieli Jezusowi,
że na zewnątrz jest
Jego Matka.
A On
nie poszedł do Niej od razu,
tylko do słuchaczy powiedział
miłe im słowa:
że kto Jego słucha,
ten Mu jest ojcem,
matką, siostrą, bratem.
 
Zapewne
to im radość sprawiło,
a tymczasem Matka
na Syna czekała cierpliwie,
Pod domem stała.
Wierzę,
że spotkania ze Synem
się doczekała.
 
Nie od dziś rozumiała,
że ma specjalną misję
Do wykonania.
Dlatego patrzyła,
zapamiętywała,
choć była w pobliżu,
Synowi się nie narzucała.
Nie chciała przeszkadzać
i nie przeszkadzała.
 
Była pewna,
że o Jej obecności
 Syna zawiadomią,
powiedzą Jemu o Niej,
bo chciała by skorzystał
z każdej okazji,
możliwości
i wpadł do domu odpocząć,
odświeżyć się.
A Ona by Go oprała,
On by Jej opowiedział
czego doznaje,
 Ona, co o Nim słyszała.
 
Marzenia Maryi
były pragnieniami.
Jezus
przemierzając z apostołami
Galileę,
Samarię,
 Judeę,
miał swych przyjaciół,
znajomych,
ludzi życzliwych,
którzy dawali schronienie,
czas na odpoczynek,
posiłek,
wytchnienie.
 
Maryja tylko cieszyć się mogła,
że na swej drodze
Jej syn
spotyka ludzi tak dobrych.
Ludzi wdzięcznych
za łaskę otrzymaną,
Którzy, jak mogą służą.
W ten sposób się rewanżują.
Tym, bardzo pomagają.
 
Niektóre miejsca
 Maryja znała
z opowiadania.
Betania
do takich należała.
Miejsce szczególne,
a to ze względu
na najgłośniejszy cud
wskrzeszenia Łazarza,
który dał początek
kalwaryjskiej drodze.
 
 Przez cud ten
wrogowie Jezusa
bluźniercą Go uznali
za przypisywanie sobie
mocy nadprzyrodzonej
i to, co sam
o sobie powiedział,
że jest Synem Bożym.
 
Maryja
nie raz syna ostrzegała
by wiedział o ich zawziętości.
Jezus
wiedział jedno, musi dać
świadectwo prawdzie
mimo,  że dozna ich gniewu,
zazna wrogości.
 
Pytała dlaczego?
arcykapłani,
kapłani,
uczeni w Prawie,
uczeni w Piśmie
mają w sobie tyle jadu,
tyle złości.
 
Pytała za co?
Za tyle dobra, które czyni,
za tyle nieszczęść zażegnanych,
łez otartych,
cudów dokonanych.
Rozmnożenie chleba,
połowów udanych,
ludzi uzdrowionych,
wskrzeszonych.
 
Tak Maryjo.
Właśnie za to.
Bo ich trwogą napawało
co Jezus mówił o sobie
i dokonuje takich rzeczy
jako oni, przedstawiciele ludu,
namaszczeni Arcykapłani,
słudzy Jahwe
czynić nie mogą.
 
Maryja
Bardzo się o syna obawiała,
bo fala wrogości
na sile wzbierała.
A On, ani się bał,
ani lękał,
ani trwożył,
choć wróg na Nim
swe języki ostrzył,
fałszerstwa mnożył,
bluźnierstwo zarzucał,
sądem straszył,
karą groził.
 
Maryi odwagi dodawała
wypowiedź syna,
którą zapamiętała
i w podobnych sytuacjach
sobie powtarzała:
„Jam po to przyszedł na świat,
aby dać świadectwo prawdzie”,
Ale ta prawda dla Starszyzny
gorzką się okazała,
a Jemu zemstę przybliżała.
 
Jezus wpadł
na cudowny pomysł.
Postanowił, choć raz
razem z apostołami
i tylko w ich gronie
spożyć wieczerzę.
Wskazał miejsce,
gospodarza domu.
Wydał polecenie
by przygotowano potrawy,
chleb, wino,
by przygotowano
stół, ławy,
misę z wodą
do obmycia nóg,
tak by był zachowany
cały ceremoniał
przyjęcia świątecznego.
 
Tak wszystko
zostało przygotowane.
A to,
co podczas się działo,
zdumiewało,
zastanawiało,
począwszy od tego,
że On ich Mistrz
nogi im umywa.
Potem
wygłasza mowę
jak testament brzmiącą.
Błogosławiąc chleb mówi,
że to Jego ciało.
Błogosławiąc wino mówi,
 że to krew Jego.
 
Te słowa słyszą,
tych słów słuchają,
a nie wiele rozumieją z tego.
Nic dziwnego,
bo pojąć się nie da.
Potrzebna jest wiara,
a w nich zda się
jeszcze mała.
 
Syci pokarmem,
syci zdarzeniami,
syci Jego słowami,
świadom tego co otrzymali,
kim się stali
nikomu z nich
nie przyszło do głowy,
że taką wieczerzę spożywali
z Nim pierwszy
i ostatni raz.
Bo wrogowie
mieli już plan gotowy.
 
Z Wieczernika wyszli.
Jezus
kierunek wyznaczył,
Ogród Oliwny
z mnóstwem drzew,
na stoku położony.
W pełni księżyc ich dostrzegł
i na nich patrzył.
Wszyscy byli rozmowni.
Tylko Jezus był zamyślony.
 
Doszli,
miejsca sobie znaleźli,
Jezus
poprosił z nich trzech
i poszli
nieco dalej.
A On ukląkł i się modlił.
 
Apostołowie
jedni się zdrzemnęli,
inni twardo spali.
Zbudził najbliższych sobie
z wyrzutem, że nie czuwali.
 
Podnieśli oczy
i spostrzegli Jego twarz
bardzo zmienioną.
Smutną,
zalęknioną,
spoconą.
 
Odwrócił się
i poszedł modlić się dalej.
 
Nie wiele czasu upłynęło,
wraca,.
Słyszą dochodzące głosy.
Jego apostoł na czele
Judasz,
za nim cała zgraja
ludzi,
żołnierzy.
 
Judasz podchodzi
całuje
swego Mistrza w twarz.
Tym pocałunkiem zdradza.
 
Jeden Piotr staje w obronie.
Jezus jej nie chce,
nie potrzebuje.
Wkrótce się dowie,
że wszystko to, co się dzieje,
to Boży plan się realizuje.
 
Przestraszeni uciekli,
Każdy w swoją stronę.
Pomyśleli
koniec kariery, przerażeni.
 
Najmłodszy Jan
głowy nie stracił,
co sił w nogach
do Jezusa Matki pośpieszył
z wieścią smutną,
złowrogą.
 
Ostrą
jak miecz wbity
w serce.
Jej syn Jezus zdradzony,
pojmany,
skuty,
w rękach żołnierzy
na polecenie arcykapłanów
rzekomych pasterzy
ludu,
który w Boga wierzy,
oczekuje Mesjasza,
ale takiego,
jakiego sam sobie
wyobraża.
 
Nie skrywając bólu,
tłumiąc łzy
rusza w drogę
do Jerozolimy.
By
jak najbliżej być przy Synu.
Może potrzebować Jej
w tym czasie próby.
 
Jan mówi Maryi
o ostatnich wydarzeniach.
o Wieczerniku,
o Wieczerzy,
którą kazał przygotować.
O tym,
co powiedział
o Swoim ciele,
o krwi Swojej.
Czego dokonał
nakazując im
czynić to
na Jego pamiątkę.
 
Maryja zdumiona,
że tyle się wydarzyło
przed Świętami Paschy
a Jej przy tym nie było.

cdn...
 
0 Comments
Posted on 19 Dec 2016 by jacek
Content Management Powered by CuteNews
TytuĹ‚  
Strona główna
Dodaj do ulubionych
KONTAKT
Ilość odwiedzin: 874908
Ilość osób online: 4
Logowanie
BLOG

Locations of visitors to this page
s