*
*
*
*
*
*
Rozmiar: 17297 bajtów
Sobota, 27 kwietnia 2024 - 118 dzień roku
Aktualności

Ewangelia

Rok A
Rok B
Rok C
Ewangelia aforyzmy

Aforyzmy rok A
Aforyzmy rok B
Aforyzmy rok C

Ewangeliczne sentencje

Uroczystości

Święta

Święci

Fraszki

Aforyzmy

Aforyzmy religijne
Aforyzmy z życia

Wiersze

Wiersze religijne
Wiersze z życia

To i owo

 

NIEDZIELA

KAZNODZIEJA…

 

Jestem w kościele

jak w każdą niedzielę,

od razu się ucieszyłem

widząc lubianego celebransa

i kaznodzieję,

który w wielkim skupieniu

podchodząc do ołtarza

Mszę świętą celebruje

i skłaniające do refleksji

homilie wygłasza.

 

Czytań mszalnych

uważnie słucham

i radość we mnie wzbiera

bo właśnie ta niedziela

przedostatnią

kończącego się roku liturgicznego.

To już wiem, że będzie coś

z Sądu Ostatecznego.

 

Nic się nie pomyliłem.

A więc kaznodzieja ukaże

na co zasłużyłem.

W centrum uwagi

postać sprawiedliwego

Chrystusa sędziego.

Niebo pełne zbawionych

i miejsce kary tych,

którzy Bogiem wzgardzili,

świadomie Boga odrzucili,

ludzi potępionych.

I jak Bóg

sędzia sprawiedliwy

takich należycie karze.

 

Kaznodzieja Ewangelię

uważnie przeczytał.

Z szacunkiem

Świętą Księgę ucałował,

uniósł lekko do góry

i zamknął.

Odniósł w procesji

na widoczne miejsce.

A mnie

aż mocniej bije serce

czekając

na jego nauczanie,

na słowa

przemyślnie dobrane.

 

Spojrzał

po zgromadzonych

swym miękkim wzrokiem,

po kościelnej nawie oczami

krąg zatoczył,

na sobie skupił wszystkich.

 

Wielka cisza nastała.

Jakby ten lud boży

zahipnotyzował,

zauroczył.

W kościele cichutko

jak makiem siał.

A on zaczął powoli

przyciszonym głosem,

coraz głośniej,

donośniej

i już nie mówił,

a huczał i grzmiał.

Jego głos ślicznie

w wypełnionym

kościele wiernymi

gromko brzmiał.

 

Z rozłożonymi rękami,

z oczyma wpatrzonymi

w słuchających ludzi,

przy ambonce

jak starozakonny prorok wyglądał.

Gdy zaczął

do potępieńców się dobierać

mnie aż gorąco się robiło

jakby mnie samego

ogień zaczął sięgać.

Wręcz czułem

wokół siebie

jego piekące płomienie.

 

A on dalej mówił

za jakie to obrzydliwości,

wyuzdanie,

sprośności,

hultajstwa,

nieprawości

tu się dostali

i przez jakie uczynki

tak okropną wieczność

sobie wypracowali.

 

Dopiero jak zaczął

Dekalog przeglądać

to już nie wesoło

grzesznik zaczął wyglądać.

Aż wierzyć mi się nie chciało,

że naprawdę to wszystko

ktoś w swym życiu popełnił,

że tak się dziać mogło

i ponoć się działo.

 

I tak sobie pomyślałem.

Do kogo?

kaznodzieja to mówi?

Do nas tu zgromadzonych?

pobożnych,

modlących się ludzi?

 

Przecież my nie tacy,

a ludzie wierzący,

że czasem coś nas skusi,

ale my

z sakramentu pojednania

korzystający.

I tak bardzo się ucieszyłem,

bo takich okropnych grzechów

na sumieniu nie miałem

i nigdy nie popełniłem.

 

To w takim razie

pewne swe miejsce

w niebie już nam.

Tak o sobie

uradowany pomyślałem

i chyba nie tylko

w tym kościele ja sam.

 

Aż mi się ulżyło

gdy kaznodzieja przeszedł

do zbawionych.

Do mających swe miejsce

po prawej stronie.

 

Byłem już uspokojony

i z treści zadowolony.

 

Usłyszałem, za co człowiek

będzie zbawionym,

czyli błogosławionym.

To mnie podniosło na duchu,

otuchy dodało,

już się tam widzę

i sobie podobnych,

których jak widać

wcale nie tak mało.

Kaznodzieja skończył.

Nawet mu nie klaskano,

po chrześcijańsku podziękowano

głośno i serdecznie:

 „Bóg zapłać”

chórem powiedziano.

 

Mszę św. kontynuował,

wierni śpiewali,

wspólnie się modlili,
Słowem Bożym posileni,

Eucharystią wzmocnieni,

pobłogosławieni

rozeszli się, rozjechali.

 

I ja szczęśliwy.

Na duchu podniesiony.

Zadowolony z siebie bo jestem pewny,

znam swoje miejsce,

będę w niebie

po Chrystusa prawej stronie.

Będę zbawiony.

 

Radość me serce rozpiera.

Mym udziałem będzie

szczęście nieba.

Śpiewałbym

i skakał z radości,

że jestem dobry i pobożny,

a me zbożne życie

już samo domaga się nagrody

szczęśliwej wieczności.

 

I nagle czuję jakiś powiew,

kogoś koło siebie.

Ktoś mnie szturchnął w bok.

Wprawdzie idą wokół ludzie

ale to nie aż taki tłok.

 

I pojąłem od razu.

Już nieraz tak robił mój przyjaciel,

mój dobry nieodłączny druh,

moja osobista ochrona,

mój anioł stróż.

 

Pytam, tyś tu?

Czy coś mi zagraża?

Czy się naraziłem znów?

Więc jasno proszę mów!

 

A on

swe niebiańskie oczy

w moje wlepił,

na wskroś mnie przeszył

i wierci mą duszę

i do mnie,

że z kazania

chyba nie wszystko

dobrze zrozumiałem

skoro w czasie jego słuchania

tylko o drugich myślałem,

a sobie samemu

tylko dobro przypisałem,

że za pewnym się czuję

jakbym już był w niebie.

 

I jął mi prawić morały,

że wprawdzie umiem katechizm

ale nie dokładnie i do tego nie cały.

 

Że moja wiedza za mała,

że aby się zbawić

nie wystarczy zachowywać

tylko Boskie Przykazania,

bo to prawdy tylko połowa.

I zaczęła się siarczysta

anielska mowa.

 

Przytaknął mi otwarcie,

że w Pana Boga wierzę

to prawda, ale…ale…

A ja bronię się zażarcie.

Przecież się modlę,

paciorek mówię,

czasem zaśpię,

z pośpiechu opuszczę,

może nieco skrócę,

ale znak Krzyża Świętego

zawsze zrobię.

Do kościoła chodzę,

nawet do bractwa należę,

szanuję rodziców,

krzywdy nie wyrządzam,

po cudzą własność nie sięgam,

do ludzkich kieszeń nie zaglądam.

Zalotny nie bywam,

na panie nie zerkam,

pożądliwie nie spoglądam.

Nie uwodzę,

nie podrywam.

A to już psia dola ma,

choć tego nie pragnę

same przychodzą do mnie

ale tylko w snach.

 

Wysłuchał obrony rzetelnie

i jak obuchem we mnie.

A te twoje myśli kudłate?

A w nich to, co zakazane,

rozkoszne i lubiane?

A grzeszne pragnienia?

choć dalekie do spełnienia

ale były prowokowane?

A uciecha

i radość grzeszna?

to już rzecz poważna,

naprawdę niebezpieczna.

 

Na te anielskie wywody

ciepło mnie ogarnęło.

Me lico ze wstydu płonęło.

 

Bo po raz pierwszy w życiu

wyciągnął mi wszystko

z mej skrytki na wierzch,

co miałem przed nim,

schowane głęboko

i w ukryciu.

 

Wcale na tym nie poprzestał.

Jakby nabrał odwagi.

Chciał zbić mnie z tropu.

Coraz głębiej sięgał

i coraz nowsze,

grubsze sprawy tak po woli

po trochu wyciągał

i przedstawiał

jakby się mną zabawiał.

I sięgnął

do tego worka,

który zwie się

Z A N I E D B A N I A

i wmawia we mnie,

że to bardzo ważne

choć nie Przykazania.

 

I pyta mnie otwarcie

z zaciekawieniem.

Czy przebieg

Sądu Ostatecznego nie śledziłem,

o którym mówił kaznodzieja?

że prawdę, za co jedni

zostali zbawieni,
inni potępieni

po drodze zgubiłem?

 

Bo nie pomogłem,

nie przyodziałem,

nie odwiedziłem,

nie pocieszyłem,

nie nakarmiłem.

 

I tak mi ON

rachunek sumienia robił.

Grzebał w mej duszy,

moje zaniedbania gęsto łowił

i powiedział mi mój anioł stróż

wcale nie taki zadowolony,

no widzisz kochany,

cóż,

bierz się do roboty,

napraw wszystko póki czas,

bo jeszcze żyjesz,

i jeszcze go masz.

 

Już z radości

nie podskakiwałem.

Choć nie wesoło mi było,

nie płakałem.

Po raz kolejny się przekonałem,

że moje zbawienie

na sercu mu leżało.

Naprawdę go obchodziło.

 

Pomocnym był mi

anielski rachunek sumienia,

w którym dokładnie mi wykazał,

co mam do zrobienia

by spełniły się marzenia

o Domu Ojca,

o nagrodzie wiecznej,

o niebie,

o szczęśliwej wieczności,

wiecznego zbawienia.

 

I zgodnie

z anioła stróża radą

i zaleceniem

choć zasmucony,

mocno upokorzony,

ale na niego nie rozżalony,

z solidnie potrząśniętym

przez niego sumieniem,

dojrzałem przed sobą,

pole pracy rozległe.

By

szczęśliwość wieczna,

która mym marzeniem,

przez pracę nad sobą

dawała mi szanse bardziej pewne

dzięki wierze

i wytrwałości

w dobrym postanowieniu:

iść drogą trudną, ale pewną

ku szczęśliwości,

ku duszy swej zbawieniu.

 

- - - - -

 

Każdy z nas

ma swego stróża anioła.

Ma delikatny,

choć wyraźny głos.

Ale jak potrzeba to szturchnie,

krzyknie i zawoła.

 

Szczególnie wtedy,

gdy twój największy wróg

rozkoszy świat ci ukazuje

i zaprasza do tego grona.

 

- - - - -

 

Wśród różnych modlitw

do końca swych dni

nie zamaż w swej pamięci

tej do anioła stróża.

Byś swym postępowaniem

jego nie zasmucał,

a on do bycia przy tobie

nie zniechęcił się.

 

- - - - -

 

Ciesz się,

że masz anioła stróża,

który cię strzeże.

Jeżeli będziesz

słuchał jego głosu,

wytrwasz w wierze.

 

                                                                                            jacek         

TytuĹ‚  
Strona główna
Dodaj do ulubionych
KONTAKT
Ilość odwiedzin: 875478
Ilość osób online: 1
Logowanie
BLOG

Locations of visitors to this page