Wtorek, 30 kwietnia 2024 - 121 dzień roku | ||||||||||||||||||||||||||||||
|
Dziadek… Dziadek to taki pan, który jest taty lub mamy tatusiem, a że pokochać babcię chciał, zięciem zostać musiał. Lat sporo już ma, więc starszy wiekiem, cenią go wszyscy, bo jest uczynnym, dobrym człowiekiem. Lubi żartować i śmiać się w głos, dowcipy z morałem prawić i tym bliskich swych potrafi rozchmurzyć, humor im poprawić. Goli się często, Gładziutką ma twarz jak lico młodzieńca, ale też nie ma już, powodów do rumieńca. Zawsze czyściutki, schludny, pachnący, w koszuli świeżo upranej, a to dzięki żonie swej, babci kochanej. Złota rączka Jego przezwiskiem, A wzięło się to stąd, że o cokolwiek poprosi go ktoś zna się na wszystkim. Gdy komuś cieknie kran o pomoc go poproszą, a on starszy pan naprawi, przyjdzie z pomocą. Gdy komuś przecieka dach bo pękła dachówka, on jako sąsiad dobry i na to sposób ma jego główka. A kiedy w parkanie brak jednej sztachety, on uzupełni sam i ręczną piłą wytnie ją z grubej dechy. Jeżeli pani z naprzeciwka światło zgaśnie, by bezpiecznik włączyć sąsiadka tylko jego chce właśnie. Gdy komuś przyjdzie myśl, za pomoc się zrewanżować, z wdzięcznością przyjmie dar, by mieć, co wnukom sprezentować. Gdy trzeba na spacer z wnuczkiem wyjść, do wózeczka go włoży, przed sobą będzie go pchał i śpiewał jak tylko ładnie może. A kiedy wnuczek nie chce spać, prosi by coś opowiadał, wspomnieniami sięga dawnych lat, miniony czasu kawał. Wspomina swą młodość, swój wdzięk, swój wygląd ładny, jak patrzyła na niego cała wieś, a szalały panny. Jak on dziarsko ulicą szedł, jego źrenice dostrzegały jak za firankami schowane panny go podziwiały. Aż przyszedł czas dał pannom znać, że pora na ożenek, tłumnie się wokół niego zrobiło, tak wiele chętnych było. A on kłopot miał, bo miłość w sercu wielką, a mógł dzielić ją z wybraną tylko jedną. I wybrał sam. Nikt w tym mu nie pomagał. Tę, którą pokochał i którą chciał i nigdy w życiu decyzji tej nie żałował. Miłość ta gorącą była, w ryzach ją trzymał, namiętność hamował i smaku jej przed ślubem nie kosztował. I tak serdecznie kochał babcię a ona za nim szalała i płomienna miłość ta dzieciom życie dawała. I dziś miłością darzy ją czy z bliska, czy z dala, choć ona już częściej niż dziadka, wnuki by całowała. Nie ma jej tego za złe, Choć to nie znaczy zadowolony, teraz musi wystarczyć mu to, że oprany, nakarmiony. Ale tych wspomnień snułby nić i zerknął na zegarek, wiedział, że pora iść i zjeść obiadek. Kiedy przy jednym stole z wnuczkiem siędzie, sam z apetytem je a wnuczka zachęca by wszystko zjadł a dużym jak on będzie. Prosi by jadł, bo babcia gotowała, a będzie silnym i zdrowym, bo takim rodzina widzieć by go chciała. A wnuczek słuchając tych rad, talerz do dna wyczyści i wygląd pączka ma pulchnego oczywiście. Dziadzio przez dzień cały humor ma wspaniały. Gdy obiad tylko zje staje się ospały. Wnuczka położy spać, sam zdrzemnie się trochę, aż odda go tacie i mamie, a oni spytają czy jutro? ma jeszcze ochotę. Świadomi są, że w nim mają pomoc wielką, bo pracując cały dzień komfort dziecku zapewniają. Dziadek swe hobby ma, a czasu na nie niewiele, Bo wolny od wnuczka jest w soboty i w niedziele. Lubi wędkować, nad wodą być rzeki, zalewu, jeziora. Nie ważne czy ryba będzie brać, ważniejsze odprężyć się, odpocząć i sprzyja pogoda. W kredensie domowym swój schowek ma, a w nim lekarstwo na dolegliwości. Na każdą z nich miarkę zna, a gdy humoru brak ciągnie aż do dna. A stara receptura trunku wymaga umiejętnego stosowania. Według zaleceń fachowców w dziedzinie tej, określonego dawkowania. Na bóle kiszek jeden kieliszek, na bóle w ciemieniu dwa po jedzeniu. Na katar i chrypkę trzy byle szybkie. Na koklusz i różę cztery a duże. Z pieprzem bez pieprzu, zimna czy grzana kuracja wypróbowana. A dziadek dolegliwości swoje ma z wiekiem związane. bolesne wzdęcia, głośne zadęcia, i z kupką i z sikaniem. A gdy przyjdzie noc i księżyc na niego spojrzy a blaskiem swym oświeci, on zbudzony ze snu szybciutko do wygódki leci. Bo nawet, gdy smacznie śpi, tak dobrze aż słychać chrapanie, to dolegliwość ma, potrzebą przerywane spanie. Nie narzeka na wszystko to, co wynikiem przeżytych lat, woli to znosić niż przejść na drugi świat. Jest taka myśl, która go nurtuje. Dlaczego? właśnie tak na starość człowiek się czuje. Niby odpowiedź zna, to jednak się zastanawia Dlaczego? mimo postępu nauki, los ludzi starych nie bardzo się poprawia. Aż spotkał w życiu swym kogoś mądrego i ten razem z nim doszedł, do wniosku podobnego. Ale dorzucił jedną myśl wartą zastanowienia, że z ciałem, z naturą ludzką związane są cierpienia. I powiedział mu jeszcze coś bardzo ciekawego. Niech nie narzeka na swój los, bo gdyby dolegliwości swe w minionym wieku miał nie przeżyłby tego. A więc, nie
jest tak źle jak z oglądu rzeczywistości by wynikało, bo tak jak ludzi więcej, ich cierpień też nie mało. Ale jeszcze powiedział mu coś co go niemal kopnęło. A czy dziadzio w młodości swej nie nagrzeszył dość by teraz trochę cierpieć i tym odpokutować chciał swe grzeszki, swe świństewka, których by się uzbierało nie mało. Tym dziadzia znokautował. Bo dziadzio owszem młodym, przystojnym był i pannom się podobał. A potem to i owo w życiu się zdarzyło, ale już załatwił wszystko po chrześcijańsku, wzorowo. Spokojnie może spać, babcię za dobroć chwalić, z wnuczkiem pospacerować, nakarmić, cukierka dać, do snu ululać i opowiadając mu jakim dziadzio młodzianem grzecznym był swego wnuczka bujać. - - - - - jacek |
|
||||||||||||||||||||||||||||